Niedawno uczestniczyłem w warsztatach, podczas których było dość dużo medytacji. Na zakończenie ludzie opowiadali o swoich doświadczeniach, a dokładniej o celu medytacji, ale też innych praktyk rozwojowych. Ponieważ wówczas nic nie powiedziałem, więc piszę teraz. Ułożyło mi się w głowie, że medytacji można zaobserwować co najmniej trzy etapy. Przynajmniej ja sam przez takie etapy przechodziłem.
Oczekiwania
Pierwszy z nich naznaczony był różnorodnymi oczekiwaniami, jakie miałem wobec medytacji. Chciałem poczuć się lepiej, osiągnąć jakiś stan błogości, stać się kimś spokojniejszym, pozbyć się niechcianych emocji. Pewno jest i tak, że ludzie mogą chcieć osiągnąć oświecenie, stać się kimś wybitnym, zmienić całkowicie swoje życie, uspokoić się, przeżyć chwilę spokoju, zrozumieć coś, znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania.
Słowem medytacja służyła jakiemuś wymyślonemu przeze mnie celowi. Co miało tę dobrą stronę, że dawało motywację do kontynuowania, z drugiej jednak strony zamykało na cokolwiek innego, co się pojawiało. I działo się tak, że wiele z tych celów nie dawało się osiągnąć, inne realizowały się po cichu i w sposób niemożliwy do zaobserwowania. Z czasem jednak wszystkie te cele po prostu niejako odpadały, stawały się mało ważne, a nawet iluzoryczne. Kiedy pole oczekiwań nieco się oczyściło pojawił się kolejny stopień.
Rzeczy ostateczne
Dość szybko medytowanie odesłało mnie do rzeczy ostatecznych i najważniejszych: przemijania, śmierci, straty, starzenia się. Do tego wszystkiego co jest udziałem każdego z nas, ale zwykle dzieje się w tle, niezauważane. Do podstawowego pytania: kim jest ten, który medytuje? Co ten ktoś tu robi? Co będzie ze mną po śmierci? Jakkolwiek takie pytania stawały przed oczami, to jednak odpowiedzi się nie pojawiały. Medytacja uczyła życia bez odpowiedzi. Bez odpowiedzi na najważniejsze pytania. Albo raczej z odpowiedziami przemijającymi, jednorazowymi, efemerycznymi. Uczyła życia bez konieczności racjonalnego rozumienia wszystkiego. Uczyła życia „po prostu”, bez podpórek w postaci ideologii, rozwiązań, konceptów, filozofii. Prostego życia. Kiedy pojawiła się możliwość życia „po prostu”, pojawił się też i kolejny etap medytacji.
Uczestnictwo
Wreszcie, kiedy odpadły nawet i ostateczne pytania pojawiła się możliwość uczestnictwa podczas medytacji w czymś niemającym początku i końca, w czymś przestronnym. Medytacja naprawdę przestała czemukolwiek służyć poza samą sobą. Medytacja stała się uczestnictwem, braniem udziału, dawaniem świadectwa, wyrazem, przejawem, przestronnością, otwartością, nieskończonością. Nie wiem czego, ale jednak podczas medytacji czasem jest możliwość uczestniczenia w czymś niewyrażalnym, głębokim, nieskończonym. Z tego nic nie wynika, poza samym sobą. Jak ktoś ładnie napisał: „Medytacja to jaźń przeglądająca się sama w sobie”. Dokładnie tak.
Wreszcie kiedy ułożyłem w głowie ten krótki wpis, wydaje mi się, że tak może przebiegać rozwój. Pierwszy etap jest konwencjonalny: chcemy osiągnąć różne cele. Drugi etap jest postkonwencjonalny: chcemy zrozumieć nasze życie. Wreszcie trzeci etap jest prawdopodobnie post post konwencjonalny: nie tyle chcemy ile uczestniczymy w tym co się dzieje.
Zdjęcie: https://pixabay.com/pl/%C5%9Bwieca-medytacja-strony-zachowaj-335965/